października 25, 2020

Zmiany w komunikacji młodego pokolenia

 

Czasy, w których zeszyty się pożyczało i przepisywało, a informacji potrzebnych do zadań domowych szukało w encyklopedii dawno już minęły. Przeziębiony uczeń jeszcze spod kołdry może wysłać prośbę o zdjęcia notatek z lekcji na klasowym czacie. Odpowiedź na trudne pytanie z chemii na pewno znajdzie się w Internecie, a do zrobienia konstrukcji z zapałek na technikę na pewno przyda się tutorial. ,,Kiedyś to były inne czasy”, ,,dzieci nie umieją rozmawiać, tylko wysyłają sobie emotikony”, ,,zamiast podwórka są gry na serwerach” – podobne komunikaty słyszy się często w dyskusjach dorosłych. Często oceniamy kompetencje komunikacyjne młodych ludzi gorzej niż własne, nie zastanawiając się nad tym, na czym polega różnica i czy mogą z niej płynąc jakieś korzyści.

Wirtualne podwórko

Dzieci lgną do komputerów, tabletów i telefonów. Nie lgnęłyby tak na pewno, gdyby to samo narzędzie nie interesowało ich rodziców. Dorośli lubią powtarzać, jak bardzo dzieci są uzależnione od multimediów – wzdychając i podkreślając walory własnego dzieciństwa. Tymczasem w każdym tramwaju, w kolejce do lekarza, w banku – wszędzie widzimy oblanych niebieskim światłem ekranu ludzi. I małych – i dużych. Często załatwiamy różne sprawy na komunikatorach – rozmawiając tym sposobem ze znajomymi, współpracownikami, rodziną. Wysyłamy zdjęcia i okraszamy swoje wypowiedzi całą masą emotikonów, naklejek, memów. Lubimy dodawać serduszka i uśmieszki ze zmrużonym oczkiem tam, gdzie chcemy podkreślić nasze poczucie humoru, przyjazne usposobienie lub złagodzić narastające napięcie. Coraz częściej rozwiązujemy w ten sposób również sprawy, które mogłyby nas bardziej stresować w sytuacji rozmowy twarzą w twarz. Jesteśmy w tym wirtualnym podwórku wszyscy – nie tylko nasze dzieci, czy uczniowie. Warto więc spojrzeć na zmiany w komunikacji XXI wieku jak na proces – pamiętając zarówno o korzyściach, jak i jego zagrożeniach, nie oceniając radykalnie tego, czego raczej już się nie odwróci.

Dziecko w dwóch światach

Dzieci – zwłaszcza nastolatki – są obecnie cały czas w kontakcie z rówieśnikami. Już nie muszą dzwonić domofonami, by wyciągnąć kolegę na dwór. Można napisać ,,Hej, będę za 10 minut na placu zabaw, przyjdziesz? :P”. Podobne zaproszenie wysyłają, kiedy chcą pograć z przyjacielem w grę na serwerze – walczyć w jednej drużynie przeciwko różnym potworom, zombie, podbijać kolejne światy, budować fortece i przeżywać kolejne przygody.

Obok świata pełnego baz budowanych w kącie podwórek i w krzakach w parku rośnie cały świat pełen wirtualnych przygód – dobrze jest, by obydwa światy współistniały równolegle, by czas na bieganie po parku nie przeważył tego, który dziecko spędza przed ekranem.

Coraz więcej dzieci domaga się uznania wirtualnych spotkań z kolegami jako realnego utrzymywania kontaktu. Dorośli czują niepokój – widzą dziecko, które godzinami siedzi na telefonie. Próbują przeciwdziałać – zabierają smartfona, zamykają w szafce, ograniczają czas dostępu na co dzień. Dzieci protestują – mówią, że przecież one właśnie rozmawiały na klasowym czacie, że inne osoby nie mają ograniczeń w domach, znów je coś ominie. Pojawia się pytanie – jak potraktować komunikację na czacie – czy uznać ją za rozmowę potrzebną w każdej relacji? Czy unieważnić rozmowy dziecka zamykając potrzebne do nich narzędzie na klucz?

Chęć do zabawy i rozmowy

Pragnienie bycia w relacji z rówieśnikami jest naturalną chęcią każdego dziecka. Zwłaszcza w okresie dojrzewania, kiedy grupa rówieśnicza nabiera coraz większego znaczenia – odwrotnie proporcjonalnie do czasu spędzonego z rodzicami. Oczywiste dla większości dorosłych jest to, że dziecko potrzebuje swobodnego czasu na zabawę i pogaduszki ze swoimi ulubionymi kolegami. Z przyjemnością patrzymy na dzieciarnię hasającą po parku, grającą w piłkę, budującą bazy. Z większym niepokojem obserwujemy ten sam proces odbywający się na ekranie. Czegoś tu brakuje. Nie ma żywego, realnego kontaktu. Nauczeni własnym doświadczeniem próbujemy zmusić dziecko do zamknięcia laptopa i zwrócenie uwagi na nas. Rośnie napięcie i dezorientacja. Jak rozmawiać o potrzebach dziecka i swoich obawach?

Najlepiej szczerze i wprost

Z różnych powodów brakuje nam zaciekawienia aktywnością dziecka. Może trochę ze zmęczenia, może już urosły w nas zbyt duże uprzedzenia względem wirtualnego świata. Warto jednak zaryzykować i zapytać na przykład tak:

  • ,,Czasem się zastanawiam, co wy właściwie robicie na tym serwerze? Może opowiesz mi o tej grze? Wiem, że się umawiasz z Jankiem na jakąś godzinę i potem nie chcesz kończyć gry nagle. Ale nie rozumiem o co w niej chodzi. Pokazałbyś mi?”

Wyrażanie szczerego zainteresowania tym, co robi dziecko pomaga budować relację i przenosić komunikację w świat pozawirtualny. Zarówno rodzic, jak i nauczyciel obserwujący zatopienie w grze na przerwie lub szkolnym boisku, więcej zyska na rozmowie niż na stawianiu kategorycznych zakazów i ograniczeń. Otwiera się wtedy również pole do negocjacji:

  • ,,Rozumiem, że wiele rzeczy cię ciekawi w tej grze. Pewnie wciąga w niej zbieranie surowców i budowanie różnych konstrukcji. I do tego można to robić większą grupą i zapraszać swoich własnych kolegów. Ciekaw jestem, czy można się w to samo bawić na dworze?”

Podobnie jawi się sprawa niekończących się dyskusji wokół komunikatorów. Dziecko pisze z prędkością światła na telefonie, pojawiają się szybkie odpowiedzi jego kolegów. Rosną emocje – być może sprawa dotyczy jakichś pierwszych nastoletnich zauroczeń, być może omawiana jest wczorajsza sytuacja konfliktu z równoległą klasą. Może uda się zagaić rozmowę, mówiąc:

  • ,,Wydaje mi się, że rozmawiasz o czymś ważnym na czacie? Coś się wydarzyło wśród twoich znajomych?”

Uznając wartość rozmów dziecka czy nastolatka okazujemy szacunek do jego spraw. I nawet gdy bardzo trudno wyciągnąć młodego człowieka znad jego telefonu czy tabletu, to warto złapać dystans i sprawdzić dlaczego – pamiętając jak istotne są dla nich sprawy rówieśnicze. Zamykając dyskusję oskarżeniem ,,znów tylko ślęczysz nad telefonem” nic nie wskóramy. Nie wesprzemy ani dziecka, ani siebie w balansowaniu między światem wirtualnym a realnym. A zdaje się, że tego potrzeba najbardziej w świecie multimediów.

Obrazki na językach

xD – piszą dzieci na komunikatorach, ale nie tylko – ten emotikon przedarł się również do mowy czynnej. Słyszymy go w rozmowie w sytuacji zdziwienia, zaskoczenia, gdy dziecko chce podkreślić swoje rozbawienie. xD – wyjściowo zestaw liter, który kojarzy się z uśmiechniętą szeroko buźką, w 2017 roku został wybrany jako Młodzieżowe Słowo Roku. Ma na celu podkreślenie ekspresji, zobrazowanie śmiechu – czasem bardziej ,,histerycznego” niż z powodu radości. Dorosłych to słowo potrafi doprowadzić do szewskiej pasji. Dlaczego? Być może dlatego, że ma tak szerokie znaczenie i potrafi zastąpić szereg innych słów – jest w obiegu właściwie nieustannie, pomagając młodzieży wyrazić różne, trudne do wyrażenia emocje. Podobnie jak LOL, OMG – skróty służące określeniu czegoś nagłego, budzącego często mieszane uczucia, zadziwiającego, niespodziewanego. Obserwując nastolatki możemy zobaczyć, że właściwie taki klimat emocjonalny – poruszenie, zdziwienie, rozbawienie – jest dla nich najbardziej charakterystyczny. Życie w okresie ciągłych zmian – dynamicznego dojrzewania, relacji, które ulegają ciągłym transformacjom – może wymagać haseł, które łatwo pomogą nazwać emocje. Dlatego w ciągłym, nieustannym obrocie są ,,xD, LOL, OMG”, dopóki nie zostaną zastąpione innymi – bardziej powszechnymi – określeniami na to samo.

Język niedostępny dla dorosłych

Wyobraźmy sobie, że próbujemy razem przeczytać treść rozmowy na komunikatorze losowego trzynastolatka. Przedzieramy się przez gąszcz memów, naklejek, ruszających się gifów. Wypowiedzi są bogato okraszane żółtymi buźkami emotikonów, czasem na dokładkę zobaczymy również selfie samego rozmówcy lub krótki filmik obrazujący jego reakcję na tekst kolegi, czy koleżanki. Możemy śmiało założyć, że co najwyżej w połowie drogi zgubimy wątek i nie zrozumiemy przekazu dziecięcych rozmówców. Możliwe, że urodzi się w nas myśl – oni nie potrafią rozmawiać! Ale zaraz, przecież oni rozmawiają – i obie strony wydają się doskonale rozumieć ,,co autor miał na myśli”. Nie widzą swoich twarzy, ale nadrabiają ten fakt całą masą różnorodnych obrazków. To my, dorośli, nie rozumiemy tej komunikacji. Mimo że we własnych czatach próbujemy nadążyć, używając podobnych narzędzi. Nasuwa się pytanie: czy dorosły właściwie ma obowiązek rozumieć, o czym rozmawiają między sobą dzieci? Czy dzieciom – zwłaszcza nastolatkom – prywatna strefa rozmowy nie jest niezbędna, by mogły rozwijać swoje relacje i budować swoją niezależność?

Fortyfikacje wokół rozmowy

Mówienie slangiem, używanie określeń niezrozumiałych dla otoczenia – zwłaszcza innych pokoleń – jest naturalną właściwością okresu dojrzewania. Nie ma w tym nic złego, jeśli specyficzny język służy po prostu budowaniu tożsamości grupy rówieśniczej, poczuciu wspólnoty, niezależności. Warto się zaciekawiać językiem nastolatków – wyrażając swoją chęć zrozumienia ich świata, utrzymując tym samym kontakt i relację z nimi. Natomiast usilne sprowadzanie ich języka do standardów mowy dorosłych to walka z wiatrakami i zupełnie niepotrzebna.

Balans i proporcje

Podobnie można pomyśleć o tym, czy komunikacja poprzez multimedia służy czy nie służy dzieciom i czy trzeba ją ograniczać. Być może warto zadać sobie wysiłek, by zrozumieć, co dziecko robi w Internecie, o czym rozmawia, jak spędza w nim czas i poprzez wspólne rozmowy zastanowić się, jak zrównoważyć proporcje, zapewniając mu kontakt również w realnym świecie.

Autor: Natalia Perek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Mowa od Nowa , Blogger